Każdy z nas niesie w sobie historię swojego dzieciństwa – pełną doświadczeń, emocji, słów i gestów, które ukształtowały to, jak dziś myślimy, czujemy i reagujemy. Część z tych wspomnień jest ciepła i bezpieczna, ale są też takie, które bolą. Niezaspokojone potrzeby, brak akceptacji, surowe słowa czy emocjonalny chłód dorosłych zostają w nas na długo. Gdy sami zostajemy rodzicami, te dawne rany mogą się odzywać – szczególnie wtedy, gdy nasze dziecko zachowuje się w sposób, który uruchamia w nas trudne emocje. Jak więc odróżnić to, co należy do nas i naszej przeszłości, od tego, co naprawdę dotyczy relacji z dzieckiem tu i teraz?

Pierwszym krokiem jest świadomość, że nasze reakcje wobec dziecka nie biorą się znikąd. Jeśli w dzieciństwie słyszeliśmy, że „nie wolno się złościć”, dziś możemy mieć trudność w akceptowaniu złości swojego dziecka. Jeśli nie dostaliśmy wystarczająco dużo uwagi, możemy nadmiernie reagować, gdy dziecko nas „ignoruje”. Nasze emocje – złość, bezsilność, poczucie winy – są często echem dawnych przeżyć. Dziecko jedynie uruchamia w nas to, co już było, ale nie jest przyczyną naszego bólu. Zrozumienie tego pozwala zatrzymać błędne koło emocji, w którym nieświadomie karzemy dziecko za coś, co tak naprawdę dotyczy nas samych.

Drugim krokiem jest zatrzymanie się i zauważenie własnych emocji. W momentach, gdy czujesz, że tracisz cierpliwość, możesz spróbować zapytać siebie: „Co ja teraz naprawdę czuję?”, „Z czym mi się to kojarzy?”, „Czy reaguję na dziecko, czy na wspomnienie, które ono we mnie obudziło?”. Czasem sama refleksja wystarczy, by złapać dystans. Bo to, co boli, potrzebuje nie krzyku ani kontroli, ale uważności i współczucia – wobec siebie.

Trzeci krok to oddzielenie przeszłości od teraźniejszości. Twoje dziecko nie jest Tobą. Nie musi naprawiać tego, co kiedyś zostało zranione. Nie powinno też dźwigać emocjonalnego ciężaru Twoich dawnych doświadczeń. Dzieci potrzebują rodzica, który jest obecny tu i teraz – który potrafi zauważyć ich emocje, ale też swoje własne. To nie znaczy, że masz być idealna. Chodzi raczej o świadomość i gotowość do zatrzymania się, gdy czujesz, że przeszłość zaczyna mówić Twoim głosem.

Pomocne może być też wewnętrzne oddzielenie siebie dorosłej od siebie jako dziecka. Możesz spróbować zamknąć oczy i wyobrazić sobie małą siebie – tę, która była smutna, przestraszona czy samotna. Zobacz ją, wysłuchaj i powiedz: „Teraz jestem dorosła. Zajmę się Tobą, nie Twoim dzieckiem”. Taka symboliczna rozmowa pomaga odłączyć dawne emocje od relacji rodzic–dziecko i budować z dzieckiem kontakt oparty na miłości, a nie na dawnym bólu.

Czasem jednak rany z dzieciństwa są zbyt głębokie, by poradzić sobie z nimi samemu. Wtedy warto sięgnąć po wsparcie terapeutyczne. Praca nad sobą, choć bywa trudna, przynosi ogromną ulgę – bo im lepiej znamy i rozumiemy siebie, tym mniej krzywdy nieświadomie przenosimy na nasze dzieci.

Pamiętaj, że pragnienie bycia dobrym rodzicem nie oznacza, że musisz być doskonała. Wystarczy, że jesteś wystarczająco dobra – obecna, refleksyjna, gotowa, by uczyć się na błędach. Dzieci nie potrzebują rodziców bez przeszłości, ale takich, którzy potrafią tę przeszłość uznać i nie pozwalają jej kierować teraźniejszością.

Każdy krok w stronę zrozumienia siebie jest krokiem w stronę lepszej relacji z Twoim dzieckiem. Bo gdy uzdrawiasz swoje wewnętrzne rany, przestajesz reagować z bólu, a zaczynasz odpowiadać z miłości.